Jeśli jesteście na etapie nauki kolorów z Waszym dzieckiem, albo może Wasza pociecha lubi świecidełka, to ta książeczka jest dla Was idealna. Nie dość, że jest przepięknie ilustrowana, to pewne elementy obrazków są "podłożone" błyszczącą folią. Przy tej książce uczymy się z Panną Marią liczyć (póki co wszystkie cyfry to "dwa"), poznajemy kolory ("nenony") oraz zadziwiający fakt, że motyle były kiedyś gąsienicami. A ponieważ "nenony", to mama zrobiła córci to:
Od teraz możemy już czytać bajkę z towarzyszącą nam gąsienicą ;-)
W sekrecie Wam powiem, że miały być tez i motyle skrzydełka, ale jakoś mamie nie wychodziły, więc dała spokój i został jedynie pasek z kokardką. Też ładnie, prawda? :P
Od jakiegoś czasu chodził za mną notatnik, w którym mogłabym na bieżąco zapisywać wszystko, co trzeba kupić. Najczęściej pomysły na zakupy wpadają mi w kuchni, a nie bardzo mam tam gdzie trzymać zeszycik, w którym mogłabym wszystko zapisywać. Powstało więc coś takiego...
...z lampą...i bez lampy błyskowej. Rzeczywiste kolory są dokładnie pośrodku jednego i drugiego zdjęcia.
Nie pamiętam, czy pisałam, że wybieram się w czerwcu na wesele do Polski. Jeśli nie pisałam, to już piszę. Wybieram się :D No i dziś, za pierwszym podejściem, kupiłam sobie sukienkę na owo wesele. Takie cuda mi się nie zdarzają, a tu proszę bardzo. Sukienka jest. Teraz jeszcze buty, coś na szyję, jakiś szal albo chusta - jeszcze się pomyśli i będę gotowa.
No, pochwaliłam się, to mogę iść spać :D
Właściwie, to mam wrażenie, że o czymś jeszcze...
Aaa!!! Dzisiaj pierwszy raz zrobiłam dla mojej córki playdough z domowych produktów. Nie wiem, czy to się tak samo nazywa w Polsce, ale ogólnie to taka miękka plastelina. Chcecie przepis? Oto on:
1/2 szklanki soli
1 szklanka mąki
1 łyżka stołowa oleju
1 łyżka stołowa czegoś, co się nazywa cream of tartar (w tłumaczeniu to dwuwinian potasu; wyszukiwarka mówi, że to sól używana do produkcji proszku do pieczenia, ale myślę, że i bez tego się obejdzie)
2/3 szklanka wrzącej wody
barwniki spożywcze
Sypkie składniki mieszamy z płynnymi tak, aby powstała masa, która się nie klei. Jeśli ciasto jest zbyt płynne lub klejące, to dosypujemy mąki. A jeśli jest za twarde, to dolewamy wody. Ot i cała filozofia!
Dobranoc :-)
4 komentarze:
Ale fajna towarzyszka lektury :)
A zapiśnik genialny. Mnie też najczęściej w kuchni coś "natycha". Dzięki za przepis na "ciastolinę" :D
A ja dziękuję za słowo, którego mi brakowało. Mieszkając w Polsce nie interesowałam się zabawkami dla dzieci, w tym ciastoliną. A tutaj będąc poznaję słowa, których nie zawsze znam odpowiedniki w polskim.
Witaj, gratuluję wygranej w zabawie PODAJ DALEJ. Zorganizuj teraz zabawe u siebie na blogu a następnie wyślij mi adres do siebie. Pozdrawiam Gabrysia
zapiśnik świetny naprawdę :) Podziwiam
Prześlij komentarz