Moje kucharzenie

Ciekawe miejsca / Interesting places

wtorek, 15 maja 2012

Koc á la patchwork

Dłubałam go ładnych parę tygodni na zamówienie mojego osobistego Mężczyzny, który to nie mógł się doczekać, aż koc zostanie ukończony. Miało być coś ciepłego. Bez innych konkretnych wytycznych. Chciałam wykorzystać włóczki, które pałętały mi się po szufladzie, a które to przypałętały się z czasopism szydełkowych i drutowych. Kolejnych szydełkowych kwiatków nie chciałam robić, więc postanowiłam zrobić coś na kształt patchworków. I powstało to:
Ponieważ spodziewałam się upałów, jak na kwiecień/maj przystało, nie chciałam robić w jednym kawałku, bo bym się ugotowała pod tą wełną, a właśnie tak - i pozszywać. Upałów jednak nie było i póki co nie ma, ale patchwork i tak powstał i, co najważniejsze, właścicielowi oraz mnie się podoba. 
Może na to nie wygląda, ale ma wymiary około 150x200cm. 
Teraz pora dokończyć obrusik, który na to czeka od wielu miesięcy. Już zdecydowałam, że nie ukończę go według wzoru, a jedynie obrobię w tym momencie, w którym jestem. Zdążyłam już sporo pruć, bo dorabiałam innymi rodzajami kordonka i jednak tak wyglądając mi się nie podobał. Zresztą, ta nitka, którą robię ów obrusik nie ma do mnie szczęścia. Albo ja do niej. Bo zaczynałam z niej już wiele rzeczy i wszystkie kolejno prułam. Obym nie musiała już teraz pruć tego, co mi się stworzyło. 
A przede mną kilka dni pracy nad kartkami, bo i okazji zbliżających się jest sporo, nad prezentem na nowy dom dla przyjaciół i nad sukienkami dla mojej córki, która to sobie sukienki zażyczyła. Panna Maria ma dopiero 3 lata z małym hakiem, a już jest modelką, która to przebiera w ciuszkach (co dzień trzeba ją przekonywać, że w spodenkach albo leginsach też ładnie wygląda - nie zawsze się to udaje) i prosi, bardzo prosi, bardzo, bardzo prosi, żeby ją też umalować, gdy ja sama się maluję :-) Ulegam jedynie czasami i tylko na błyszczyk do ust, ale i tak miękka jestem. Ja, pamiętam, jako smarkula, malowałam sobie oczy i usta kremem Nivea :D Pewnie miałam też inne pomysły na makijaż, o których więcej mogłaby powiedzieć moja Mama, ale jakoś nie bardzo sobie je przypominam.

Na koniec dziękuję bardzo dziewczynom, które wysłały mi ciepłe słówka pod poprzednim postem. Nadal jest mi troszkę smutno, ale cieszę się, że ktoś tam gdzieś miło o mnie pomyślał. A pogoda pewnie ma odrobinę wpływu na mój mało ciekawy nastrój, ale nie tylko ona. Czasem tak po prostu mam...

Pozdrawiam!

4 komentarze:

Joanna pisze...

Cieszę się, że choć w malutkim stopniu poprawiłam Ci humorek.
A narzuta wygląda pięknie i jak znalazł na te chłodne dni :))))
A żeby jeszcze bardziej Cie wzmocnić dobrymi emocjami zapraszam na moje skromne candy, o ile w Twoim guście.
Ściskam mocno :))))

Joanna pisze...

Nie mogę znaleźć Twojego adresu, napisz do mnie proszę na szycie@onet.pl

Elżbieta pisze...

Warto było tak długo dłubać:) Kocyk wyszedł świetnie!

Unknown pisze...

Madziu, koc jest super. No i jaka to radość, jak się samemu takie cudo zrobi.
Co do Córci: nie ma się co dziwić Jej zachciankom - w końcu kobieta Ci pod dachem rośnie:) Ja jak byłam dzieckiem to zamykałam się chwilę przed kąpielą w łazience, malowałam się kosmetykami mamy, a potem podziwiałam swe "piękne oblicze" w lustrze:) No a potem musiałam oczywiście wszystko zmyć, aby mama się nie dowiedziała, że jej kosmetyki podkradam:P