Moje kucharzenie

Ciekawe miejsca / Interesting places

wtorek, 6 września 2011

Muszę, no muszę... i pomysł na candy :D

Muszę, no muszę Wam o tym powiedzieć. Rzecz, o której będzie wprawiła mnie w, delikatnie mówiąc, lekkie osłupienie...
W Wielkiej Brytanii jedną z tradycyjnych potraw na Boże Narodzenie jest pudding. Mnie się to zawsze kojarzyło z naszym budyniem. Jednak byłam w wielkim błędzie. Otóż pudding to, najprościej tłumacząc, bakalie połączone czymś bliżej mi nieznanym (acz paskudnym dla mnie), uformowane w kształt babki i pojone brandy. Czy wiecie, że oni, znaczy ci Brytyjczycy, przygotowują ten pudding już w październiku??? Dowiedziałam się tego wczoraj i szczęka mi opadła ze zdziwienia. Poją go tym brandy co kilka dni, aż do czasu Świąt.
 Podobnie jest z (po naszemu) keksem. Nazywa się to tutaj Christmas Fruitcake i przygotowuje się podobnie, jak pudding, w okolicach października. I również poi się brandy (pijusy jakieś z tych Brytoli ;P).
Kiedyś próbowałam zjeść porcję puddingu, ale cofało mnie przy każdym kęsie. Może komuś z Was by to zasmakowało - mnie nie smakuje. 
Tak sobie właśnie pomyślałam, że mogłabym może zrobić candy, w którym nagrodą byłby m.in. w.w. pudding. Co o tym myślicie? Może i WY chcielibyście spróbować, jak smakuje to świństwo ;P Tutaj sprzedaje się puddingi świetnie zapakowane już spory czas przed Świętami.
Ale nie tylko te informacje wprawiły mnie w osłupienie...
Dowiedziałam się również, przy okazji rozmowy nt. ciast i tortów, że do niedawna jeszcze była tradycja pieczenia na wesela tortów na bazie ciasta podobnego, a właściwie takiego samego, jak Christmas Fruitcake. Tyle tylko, że te weselne robiło się trzypiętrowe i ozdabiało marcepanem i masą cukrową. W tym, to jeszcze nic może dziwnego nie ma, ale już w tym, że górną część tortu zostawiało się i przechowywało na chrzciny dziecka, to już dla mnie MEGAdziwne. Tak, tak, czasem te torty leżały kilka lat, zanim pojawił się potomek. Zmieniano tylko na wierzchu ozdobienie i najczęściej warstwę marcepana i icingu (masa cukrowa) i podawano podczas uroczystości nazywanej Christening. I podobno po tych kilku latach torcik był o wiele smaczniejszy niż podczas uroczystości zaślubin. (!)
A wracając jeszcze do weseli... Jeśli któryś z zaproszonych gości nie mógł pojawić się osobiście, jednak wysłał pocztą prezent, to wysyłało mu się w specjalnym pudełeczku w kształcie kawałka tortu, tort właśnie. Czy to nie ekstremalnie dziwne???
Ciekawe ile jeszcze takich dziwactw mają Brytyjczycy. Postaram się wypytać o takie ciekawostki moją informatorkę :-)
Pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie i promiennie, mimo deszczowej, paskudnej u mnie pogody.

Ps. Zapomniałam dodać, że zdjęcia zaczerpnęłam z sieci.

3 komentarze:

Ewa pisze...

zasępiłam się, hmmmmmmmmm... jakoś nie przemawiają do mojego podniebienia te zwyczaje ;) Wolę nasze pierniki - też się je piecze wcześniej, ale czas to zupełnie nieporównywalny do tego między weselem a Christening...
pozdrowień moc! :)

Attane pisze...

co kraj to obyczaj-powiadaja.Oni sie zachwycaja tymi swoimi nazwijmy to ciastami.Ja mieszkam tu 5 lat,wczesniej odwiedzalam tez Anglie,pracuje w takim miejscu ,ze moge kosztowac tych ich ,,rarytasow,,,ale wierzcie mi najlepsze z angielskich slodkosci to chyba mufiny,te uwielbiam,no i sa zjadliwe.Reszta bleee.
A jakby pojesc wiecej tego pudingu,to niezlego kacora by sie mialo;)
pozdrawiam
u mnie tez tak hula wiatr:(

Elżbieta pisze...

Jadłam kiedyś pudding przywieziony dla mnie przez Marzenę. Według przepisu podgrzewało się toto w kuchence mikrofalowej i jadło na ciepło. Nie było bardzo złe, ale jadłam raz i wystarczy. Wolę angielską miętową czekoladę :)